Jesteśmy teraz w kapitolińskim
samolocie. W międzyczasie poznaliśmy Megan Allen – opiekunkę, jak i mentorkę,
która mimo, że wychowała się w Kapitolu, jest taka jak ja i Ryan – jest inna.
Jednak czasami nie panuje nad swoimi kapitolińskimi nawykami:
- Mówię wam: nie chcielibyście
przeżyć tego, co ja. Pewnie i tak byście już dawno poumierali!
- Możesz się zamknąć?! –
najwyraźniej Ryan nie wytrzymał. – Cały czas mówisz tylko o sobie! Co nas
obchodzi, że zabrakło ciastek pistacjowych i jakiegoś głupiego karmelowego
mydła?! My mamy o wiele gorsze zmartwienia: u nas ciężko nawet o mały kawałek
chleba czy litr wody do picia, a ty się wnerwiasz, bo zabrakło ci lakieru do włosów?!
- Masz racje – Megan poważnieje –
to wy musicie się nawzajem zabijać, nie ja. Co prawda, ja też musiałam, ale to
było dawno temu i nawet już dobrze nie pamiętam, jak to było, oprócz tego, że
było potwornie.
- Nie, to ja przepraszam – Ryan
się uspokaja – nigdy się tak jeszcze na kogoś nie wściekałem. Przepraszam.
- To pewnie dla tego, że jeszcze
nigdy nie poznałeś tak samolubnej osoby jak ja - śmieje się Megan.
Nie potrafię jej rozgryźć; raz
zachowuje się jak rozkapryszona kapitolinka, a zaraz potem jak normalna
dziewczyna, którą znamy już dobre parę lat.
- Wszystko dobrze Rozelle? – Ryan
najwyraźniej zauważył moje zamyślenie. – Coś się stało?
- Nie, nic. Jest super –
odpowiadam, a żeby to uwiarygodnić, lekko się uśmiecham.
Po wielkiej przemowie Megan o
przetrwaniu na arenie, idę do swojej kabiny. Po drodze widzę wiele
wartościowych rzeczy, które oprócz stania i połyskiwania do niczego nie służą.
Dam głowę, że za cały taki samolot, każdy mieszkaniec Lepro mógłby już do końca
życia nie chodzić głodny. Jednak Kapitol woli dysponować tymi oto statkami
powietrznymi, którymi lecimy na pewną śmierć.
- O, tu jesteś! – wchodzi do
kabiny Megan – Wszędzie cię szukałam.
- Przecież mówiłam, że idę do
swojej kabiny.
- Najwyraźniej zapomniałam – Allen
siada na łóżku obok mnie. – Mam pomysł. Mówiłam wam o Paradzie Trybutów i o
stylistach. Ale… no… mogę zostać twoja stylistką?
- Ale mówiłaś, że każdy ma już
przydzielonego stylistę – dziwię się.
- Tak, ale na specjalne życzenie
Trybuta, można sobie wybrać innego. To co? Mam już pomysł na strój dla ciebie!
- Skoro tak bardzo ci na tym
zależy to okay – udaję znudzenie.
Po chwili głośno się śmiejemy, a
Megan znowu zamienia się w tą dobrą i wielkoduszna osobę, którą skrywa pod
aroganckim kapitolińskim płaszczem.
- Kolacja gotowa. Zapraszam do
jadalni – wchodzi do pokoju służąca, za którą podążamy w kierunku jadalni.
To wielkie pomieszczenie ciężko
nazwać jadalnią, bo jest po prostu za duże, nie mówiąc już o tym, że wcale nie
widać, że jesteśmy w poduszkowcu. Siadamy na specjalnie wyznaczonych miejscach,
a chwilę później podają nam dość obfity jadłospis. Są w nim dania, o których
ludziom z piątki, a nawet z całego obszaru jedenastego się nie śniło.
Kapitolinczycy są bardzo wybredni, skoro na przystawkę podają homara z sosem z
korzenia Lnu (genetycznie zmutowany korzeń
Prymulki) i do tego marmolada z cukinii. To trochę dziwne, ale wolę nie
wnikać w ich gust, bo widząc po ubraniach są nieco za bardzo kreatywni.
- Co bierzesz? – pyta Ryan.
- Yyy… może coś lekkiego, ale
raczej czegoś takiego nie mają – śmieję się.
- Może kurczaka? To chyba jest
najlżejsze – uśmiecha się blondyn.
- Dobra – mówię nieco obojętnym
tonem - ale bez sosu, tony przypraw, itp. Po prostu kurczak – mówię i patrzę na
służącą, która odwraca się i idzie w kierunku kuchni. Po chwili wraca i kładzie
przede mną dużego kurczaka z rożna.
- Dziękuję – uśmiecham się nieco i
zaczynam pałaszować kurczaka.
- Oh, co za styl! – zachwyca się
Allen.
-Styl? – dziwię się.
- Kapitoliński. Taki zdecydowany,
surowy, mocny. Brawo! – klaska radośnie mentorka, podczas gdy Ryan przewraca
oczami. – Ale zajmijmy się igrzyskami, tak więc…
- Jakimi igrzyskami? – dopytuje
blondyn.
- Nic nie wiecie o Igrzyskach
Niezgodnych? – marszczy czoło Megan, kiedy kręcimy głowami. – Właśnie jedziemy
do Kapitolu, gdzie spośród Niezgodnych z systemem młodych ludzi w waszym wieku
wylosują dwie osoby przeciwnej płci, by stoczyły walkę na arenie. Z obszaru
jedenastego jesteście tylko wy, więc możecie być pewni, ze zostanie cię
wylosowani. Wspaniale, nieprawdaż?! Ale to znaczy, że na pewno zostaniecie
wybrani na tą okropną rzeź.
I znowu to robi. Znowu z
aroganckiej i nieco głupawo, ale pozytywnie nastawionej do świata kapitolinki
zmienia się w dobrą, miłą, uczuciową i inteligentną kobietę.